Wszystko zaczęło się oczywiście z „delikatną” obsuwą, niemającą jednak znacznego wpływu na przebieg imprezy. Wchodząc na salę koncertową miałam lekkie obawy co do frekwencji, na szczęście zupełne niepotrzebne. Jako pierwsza na scenę wskoczyła Sexbomba, która jak na nazwę przystało rozgrzała widownię do czerwoności. Oczywiście stopniowo, ale pełen temperamentu wokalista Robert Szymański intensywnie wzywał fanów do wspólnej zabawy.
Jako pierwsze zabrzmiały utwory: Alarm, Nikt inny, Wódka, sex & rock’n’Roll, czy Alkohol. Coraz więcej osób dało się porwać do wspólnej zabawy. Zespół miał niesamowity kontakt z fanami. Był nadawca i odbiorca co ważne bardzo czynny, działało to fajnie w obie strony. Takie kawałki jak: Wolność, Ca Plane Pour Moi, Raz przeżyty dzień, czy Mariola walczy w kisielu wzbudziły entuzjazm publiczności. Razem z Robertem cała sala głośno śpiewała: „Mam kilka win – otwieram je, świat jest Punk rockiem za to napijemy się…”.
Gdy Sexbomba chciała już opuścić scenę, nie było na to szans. Wszyscy razem wzywali ich mocno na bis. Grupa rzecz jasna odpowiedziała na nawoływania. Ostatnim utworem zaśpiewanym przez chłopaków z Legionowa było: Hallo to ja. Robert Szymański zszedł ze sceny i śpiewał wśród zgromadzonych. Brawa były gorące i niesamowicie szczere. Na do widzenia wokalista Sexbomby rzucił: „do następnego odcinka”. Nie pozostaje nic więcej jak odpowiedzieć: „To czekamy na następny odcinek”. Sexbomba w miarę często odwiedza Kielce, więc nie powinniśmy długo czekać na ich powrót do stolicy regionu świętokrzyskiego.
Zobacz zdjęcia z koncertu (autor: Maciej Wadowski)
Tuż przed godziną 22 na scenę wkroczyła druga gwiazda środowego wieczoru, czyli długo wyczekiwany Koniec Świata. Katowicka formacja bardzo przeżywała fakt, iż w klubie nie było wody i napojów wysokoprocentowych. W miarę możliwości chłopaki ze sceny dzielili się swoim przydziałem wody mineralnej ze zmęczoną widownią. Zapewne chcieli poratować, aby każdy dotrwał szczęśliwie do końca. Grupa rozpoczęła swój koncert bardzo miłym utworem zatytułowanym Liubliu. Potem Porąbana noc, Atomowe czarne chmury czy Na moście w Sarajewie coraz bardziej rozbudzały słuchaczy, niezwykle chętnych do zabawy przy skocznych rytmach. Nogi same ruszały się do tańca.
Koniec Świata tak samo jak Sexbomba miał genialny kontakt ze swoimi odbiorcami. Jedynym mankamentem występu, który przeszkadzał muzykom był problem z odsłuchem. Mimo to wokalista kapeli Jacek „Dżeki” Stęszewski dawał z siebie dosłownie wszystko. Nie raz powtarzał do akustyków, iż nie daje rady, było widać po nim zmęczenie. Mam takie wrażenie, że siły dodawała mu świetnie bawiąca się publiczność. Na bis kapela wykonała dwa utwory po czym pożegnała publiczność. Oczywiście obiecali, że wrócą do klubu, gdzie będzie piwo. Czyżby aluzja do prowadzących studencki klub Wspak? Zapewne. A jak nie to chłopaki będą zmuszeni przyjechać do innego kieleckiego klubu.
Podsumowując całą środową imprezę jestem w pełni zadowolona. Koncert spełnił moje oczekiwania. Dla mnie dużym plusem było to, jak zespoły utrzymywały kontakt z publicznością. Autografy, wspólne zdjęcia z fanami czy krótkie rozmowy po występie. Dzięki temu atmosfera górowała. Co więcej chcieć: dobre piosenki, dobrze zagrane przez dobre zespoły. Oby więcej takich koncertów w Kielcach, a przede wszystkim częściej. Czekamy na kolejny wybuch Sexbomby i niesamowity Koniec Świata.