Wieczór rozpoczął się z zegarmistrzowską wręcz precyzją. Punktualnie o godzinie 19 na scenę Hali Widowiskowo – Sportowej przy ulicy Żytniej w Kielcach wyszedł support w postaci grupy Szylu Paza & Paul Dabliu. Młodzi Kielczanie stworzyli niezłe, prawie 40 minutowe show, którym porwali do wspólnej zabawy zgromadzoną publiczność. Zagrali m. in. takie kawałki jak Idziemy na Planty, Domyśl się, Imprezowa dusza, Nic się nie liczy czy wykonany na prośbę samego Kultu na bis: Mój Kastet. Muzycznie grupa zaprezentowała się bardzo dobrze. Na szczególne wyróżnienie zasługuje basistka oraz gitarzysta formacji. Jeśli chodzi o umiejętności techniczne gry na instrumentach to oboje tego wieczoru pokazali się od jak najlepszej strony.
Nie obyło się jednak bez paru mankamentów. Na miejscu muzyków Szylu Paza & Paul Dabliu popracowałbym trochę nad wokalem, który na dłuższą metę nie tylko jest chaotyczny i nie do końca zrozumiały, ale i męczący. Również rzucanie płytami na jak największą odległość nie było najlepszym pomysłem. Czasem mniej rock’n’rolla nie zaszkodzi.
Bohaterowie wieczoru zameldowali się na scenie tuż przed godziną 20. Od pierwszych minut koncertu widać było, że Kult jest w fenomenalnej formie i to zarówno muzycznej jak i wokalnej. Dowodem na to niech będzie fakt, że pierwsza zadyszka złapała Kazika dopiero podczas wykonanego na bis Po co wolność.
Lider pochodzącej z Warszawy kapeli był zresztą wczoraj wieczorem w doskonałym nastroju. Zapowiadał praktycznie każdy z zagranych utworów, dzielił się różnymi historiami z publicznością, przybijał mnóstwo „piątek”, zagrał kilka naprawdę odjazdowych solówek na swoim saksofonie, do którego powrócił, jak sam się przyznał, po paru latach, a nawet w pewnym momencie rzucił się w publikę i pływał chwilę na rękach kieleckich fanów. W jego ślady poszedł niewiele później również gitarzysta grupy Wojtek Jabłoński.
Również pod względem oprawy audio wizualnej wczorajszy koncert mieścił się w ścisłej polskiej czołówce. Nagłośnienie było przestrzenne, selektywne, nie było problemu ze zrozumieniem tekstów piosenek czy wychwyceniem poszczególnych instrumentów.
Nie zawiodła i setlista. Obok największych hitów w postaci Baranka, Brooklyńskiej Rady Żydów, Do Ani, Arahji czy Gdy nie ma dzieci, grupa zaprezentowała mniej znane i rzadziej grane na żywo utwory z początków swojej działalności.
Jednak największe wrażenie zrobiły bisy, które z pewnością każdego fana Kultu wysadziły z kapci. Po kolei zabrzmiały Mieszkam w Polsce, Konsument, Po co wolność, Krew Boga, Totalna stabilizacja oraz obowiązkowi Sowieci zaśpiewani na cztery zwrotki.
Warto również dodać, że tuż przed Sowietami na scenie pojawił się jeden z fanów zespołu i gdy tylko otrzymał do rąk mikrofon oświadczył się swojej dziewczynie. Niestety wybranka serca odważnego fana siedziała wysoko na trybunach i nie udało jej się dotrzeć na scenę. Mam jednak nadzieję, że po koncercie odpowiedź brzmiała Tak!.
Należy wspomnieć, że w dniu wczorajszym publiczność była dodatkowym bohaterem koncertu. Nie dość, że praktycznie w całości wypełniła halę przy ulicy Żytniej to w dodatku niezwykle żywiołowo reagowała na każdy prezentowany utwór.
Podsumowując: nie spodziewałem się, że tegoroczny koncert Kultu będzie w stanie przebić ten z zeszłego roku. Dlatego teraz tym bardziej jest mi miło przyznać się do błędu. Wczorajszy występ Kazika i spółki, choć troszkę krótszy (trwał ok. 2 godziny i 40 minut) przebił swojego poprzednika pod każdym względem. Na koniec mam tylko nadzieję, że podobne słowa będę mógł napisać również za rok.