Brudasy, czy metale szlachetne?

Taki opis subkultury metalowej można znaleźć na stronie Nonsensopedia. I chociaż jest to tekst z przymrużeniem oka, to trzeba przyznać, że większość populacji w ten właśnie sposób postrzega fanów muzyki rockowej.

Jak odbierani są współcześni metale? Jest to zagadnienie bardzo aktualne (zwłaszcza w erze księdza Natanka i jemu podobnych). I chociaż tekst zawierał będzie sporą dawkę sarkazmu, to nie oznacza to, że problem należy do niepoważnych.

Metalowe kluby – to nie jest miejsce dla porządnych ludzi

O święty szatanie! Jak można tam chodzić?! Brud, smród i ubóstwo. Zamiast muzyki „lecą darciuchy”, a i pobić/okraść cię tam mogą. Bo przecież tam są METALE. Nie, do takich melin porządni ludzie nie chodzą. Broń Boże, żeby tam moje dziecko wylądowało!

Wśród moich znajomych, jeżeli rzucę hasło: „Chodźmy do … (tu pada dowolna nazwa kieleckiej knajpy z wystrojem typowo rockowym – zero kryptoreklamy), to każdy patrzy na mnie jakbym zaproponowała udział w czarnej mszy i rytualne morderstwo dziewicy, ew. (jeśli byłyby problemy ze znalezieniem takowej) może być uśmiercenie kota.

Zawsze się zastanawiałam dlaczego tak jest. Wszystko wyjaśniło się pewnego dnia w rozmowie z koleżanką. „Jak możesz tam chodzić? I to sama! Same brudasy tam przychodzą, jeszcze któryś ci coś zrobi”.

Znam kluby, w których przy rytmach pop/dance można wypić piwo, posłuchać lżejszej muzyki i ogólnie jest naprawdę miło. Ale wśród nich są też tzw. „miejsca ekskluzywne” gdzie można zarobić w ryj (przepraszam za wyrażenie) od miejscowego Heńka za patrzenie z byka. Zdarzają się tam sytuacje, gdy jakiś koleś poczuje potrzebę zwymiotowania akurat przy barze pełnym ludzi (historia ujrzana na własne oczy). Często też sprawdza się następujący scenariusz: grupka znajomych idzie wieczorem na imprezę, jednak jednemu z panów „ochroniarzy” (cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu) nie spodoba się Twój kumpel, którego znasz od 20 lat. To co, że jest oazą spokoju? Dla pana z koszulką „sekjuriti” ma złe buty, źle mu patrzy z oczu, ma za krótkie lub (o zgrozo!) za długie włosy – efekt jest ten sam. Kolega nie wejdzie, więc musicie iść gdzie indziej. Selekcja – rzecz święta.

No cóż, nigdy nie słyszałam o metalowym klubie, gdzie wpuszczają na podstawie czarności twego ubioru albo długości włosów. Wiele razy widziałam jak do takich miejsc przychodzą panowie ostrzyżeni na krótko, z karkiem jak moje udo i rozkręcają takie imprezy, że aż człowiekowi jest głupio, że ich źle ocenił.

Żeby było jasne, nie mówię, że chuligani nie istnieją, czy rozwalenie jakiejś Bogu ducha winnej ławki się nie zdarza. Ale coś takiego może przytrafić się każdemu. Niezależnie od tego, jak ostra selekcja będzie przed wejściem.

Metale to chamy i półgłówki

W stricte rockowych pubach bywam często. Najczęściej robię tam zdjęcia, czasem przychodzę prywatnie. Są to różne kluby, więc mam porównanie jak to wygląda w kilku miejscach. Robienie zdjęć z koncertu, czy imprezy jest tam naprawdę przyjemne. Ludzie najczęściej chętnie pozują, czasem sami grzecznie poproszą o uwiecznienie ich ze znajomymi na fotografii. Potem jeszcze podziękują, co niektórzy się ukłonią (ostatnio miałam taki przypadek). Czysta przyjemność! Wiadomo, że są tacy, którzy nie chcą zdjęć. Jak najbardziej to rozumiem, sama jak widzę aparat nie w swoich rękach mam wrodzony odruch odwrócenia twarzy. Prawo każdego człowieka, które ja szanuję.

Bywając w klubach nie-metalowych wiadomo, że jest podobnie… w niektórych aspektach. Tam też chodzi fotograf i robi zdjęcia. Właśnie, jak to wygląda? Z tego co zaobserwowałam, często są prośby pijanej osoby: „Zrób jeszcze jedno zdjęcie, bo źle wyszłam”, powtórzone trylion razy. No cóż, gdybym była złośliwa to powiedziałabym takiej osobie „Wyszłabyś lepiej, gdybyś pozbyła się rzygowin z włosów”. Ale to praca fotografa, więc taki człeczyna „cyka” zdjęcia tej samej osobie drugi raz, trzeci, czwarty. Aż do momentu kiedy fotografujący straci cierpliwość albo „modelka” przytomność. Gdy przypomnę sobie takie sytuacje dziękuję Bogu, że robię zdjęcia w miejscach mało „ekskluzywnych”.

Wspominając o koncertach metalowych przychodzi mi jeszcze coś na myśl. Pamiętam doskonale momenty, gdy koncert trwa, ludzie się pocą, wrzeszczą, pogują. Robię wtedy te zdjęcia, myślę co napiszę w relacji. Wszędzie jest duchota jak w samym piekle, człowiek już pod koniec naprawdę jest zmęczony. W takich sytuacjach parę razy było tak, że jakaś dobra dusza bawiąca się pod sceną zaproponowała mi łyk czegoś do picia. To niby drobiazg, ale wierzcie mi – wtedy naprawdę się liczy. Zresztą, jeśli ktoś poguje to wie doskonale co znaczy odrobina zimnego piwa w takiej sytuacji.

Nawet poza sytuacjami „koncertowymi” rozmawiając, czy to na żywo, czy za pośrednictwem telefonu/internetu z jakimś zespołem lub muzykiem, jest bardzo podobnie. Miła, kulturalna wymiana zdań. W życiu mi się nie zdarzyło, żeby ktoś „rzucił” wulgaryzmem, jest tylko „proszę” i „dziękuję”. Myślę, że tutaj sprawdza się świetna zasada „Traktuj innych tak, jakbyś sam chciał być traktowany”. Ludzie, którzy dzięki swej muzyce albo wizerunkowi scenicznemu postrzegani są jako „szatany”, to w większości naprawdę mili i kulturalni ludzie. I naprawdę często zdarza się, że wokalista zespołu death metalowego prywatnie ma swoją firmę, domek z ogródkiem i wychowuje piątkę pociech.

Metale to brudasy

Jacy naprawdę są ci mroczni metale? Kiedy ktoś mówi o ludziach słuchających ciężkiej muzyki, większość widzi mniej więcej podobny obraz. Długie włosy, cały ubrany na czarno, brudas, do kościoła nie chodzi, wierzy w szatana, koty namiętnie konsumuje. Wiadomo, taki osobnik łoi tanie wina, nie myje się, nie pracuje, jest pasożytem dla społeczeństwa, ogólnie metal równa się „wujek samo zuo”.

Taką opinię na ich temat ma większość społeczeństwa, czyli… osoby które takich ludzi nie znają osobiście, sugerują się tylko stereotypami.

Co do higieny. W życiu nie widziałam żeby jakikolwiek metal był brudasem i się nie mył. No chyba, że mówimy o sytuacji podczas koncertu. Po rzucaniu swoim ciałem na różne strony w pogo pod sceną ciężko wyglądać jak perfekcyjna pani domu z nienaganną fryzurą i bez kropli potu.

Metale chlają, ćpają, a w przerwach zjadają koty

Pewnie, że piją. Ale niech rzuci butelką ten, kto podczas imprezy nie uraczy się choćby jednym piwem. Co do narkotyków, to każdy zdrowo myślący człek wie doskonale, że jeśli ktoś ćpa, równie dobrze może to być przykładowa matka polka, wzięty chirurg, który ma przecież stresującą pracę i lubi się zrelaksować, czy inna osoba o której powiedzielibyśmy: „On bierze? To niemożliwe. Znam go od zawsze. Zawsze był taki ułożony”. Nie ma zasady wg której do brania narkotyków trzeba mieć specjalne predyspozycje. Jednym słowem, jeśli twoje dziecko jest metalem nie musisz wzywać egzorcysty, czy dzwonić po Monar.

Metale to nieroby, żyją na koszt rodziców i państwa

Istnieje od groma ludzi, którzy grają w rockowych, metalowych, czy punkowych kapelach, a prywatnie prowadzą firmy, uczą dzieci w szkołach, czy są świetnymi kucharzami. A znam też takich, co na scenie rozkręcają pogo, a potem biorą aparat i zajmują się fotografią przyrody.
Nie wspomnę o tym, że wiele kapel bierze udział w koncertach charytatywnych, więc dodatkowo ich muzyka pomaga chorym, słabszym, czy po prostu takim którzy w życiu mieli mniej szczęścia.

***

Reasumując. Cały ten wywód ma na celu uświadomieniu ludziom, że metal to też człowiek. Nie bójmy się ich, nie oceniajmy na podstawie tego, co mówi ciotka Kryśka. A opinię ma taką tylko dlatego, że kiedyś przechodziła obok klubu rockowego i aż jej się różaniec w ręku rozpalił ogniem piekielnym, tak diabła tam było czuć. Bądźmy poważni. Mamy XXI wiek, nie średniowiecze. Palenie na stosie czarownic już nie jest trendy.

Idąc do klubu metalowego nie trzeba składać szatanowi w darze czarnego kota. I o dziwo, do takich miejsc wpuszczają nawet jeśli nie masz glanów (wiem to z autopsji).

Fot. Tomasz Fąfara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *