Pierwsza…
Niedzielne koncerty rozpoczęły się zgodnie z planem tuż po godzinie 19. Spory falstart zaliczyła jedynie ochrona, która na samym początku imprezy zabroniła widzom podchodzić pod barierki ustawione przed sceną. Nadgorliwych stróżów porządku od kompromitacji wybawił Konrad Kamizela, wokalista Red Bridge, który po pierwszym zagranym numerze zaapelował do fanów: Ludzie, co jest z Wami? To studencka impreza, więc chodźcie tutaj do nas! Na pozytywny odzew ze strony przybyłych tego dnia na Kadzielnię słuchaczy nie trzeba było długo czekać. Mówiąc krótko: Red Bridge – 1, Ochrona – 0.
Druga…
Zostawmy jednak „Aferę barierkową” za nami i skupmy się na występie koneckiej formacji. Głównym i w sumie jedynym minusem ich koncertu był czas, w jakim młodzi muzycy mogli zaprezentować swoje umiejętności. Niespełna półgodziny, które przełożyło się na jedynie pięć numerów to zdecydowanie za mało.
Zobacz galerię z koncertu (autor: Maciej Wadowski)
Co dostaliśmy w ciągu tych 30 minut? Dużo pozytywnej, rockowej energii i mocy, solidną sekcję rytmiczną z perkusistą śpiewającym w chórkach, żywiołowego frontmana obdarzonego mocnym i zarazem ciepłym głosem, a także gitarzystów, którzy potrafili zrobić użytek ze swoich instrumentów i to zarówno, jeśli pod uwagę bierzemy solówki jak i riffy.
Trzecia…
Tuż po godzinie 20 nastąpiła zmiana warty. Scenę z rąk (tudzież „łap”) młodych wilków przejęli giganci polskiej muzyki spod znaku hard ‘n’ heavy – grupa TSA. Witajcie Kielce! Przywieźliśmy Wam trochę słońca ze sobą! – przywitał kieleckich fanów uśmiechnięty od ucha do ucha, będący w znakomitej formie wokalnej Marek Piekarczyk. Po wokaliście TSA jak i po całym zespole widać było, że pomimo upływu lat granie mocnej muzyki na żywo wciąż ich cieszy i ekscytuje. Basista Janusz Niekrasz oraz perkusista Marek Kapłon, chociaż najbardziej wycofani i spokojni to przez cały koncert żelazną ręką trzymali rytm i tempo. Gitarzyści Stefan Machel oraz Andrzej Nowak znakomicie się uzupełniali często wymieniając solówkami.
Nie zabrakło również wspomnień. Pamiętam jak wracaliśmy z koncertu w Kielcach w latach 80. Zatrzymaliśmy się na postój w środku jakiegoś lasu i ja ze Stefanem wpadliśmy na pomysł żeby trochę pobiegać. Nago. Zrobiliśmy sobie z ubrań turbany, wsadziliśmy w nie gałęzie i udawaliśmy jelenie biegając nago po tym lesie – opowiadał wyraźnie rozbawiony wokalista pochodzącej z Opola grupy.
Pomimo wesołej, luźnej atmosfery nie zabrakło także chwili refleksji. Następny numer chcielibyśmy zadedykować wszystkim ludziom, których już z nami nie ma. Nie żyją, ponieważ nie było pieniędzy na ich leczenie. Mam nadzieję, że kiedyś zamiast kupować broń, będzie się wydawać te ogromne sumy, aby pomagać innym – w ten sposób zapowiedział kultowy kawałek 51 Marek Piekarczyk.
Będąc przy temacie setlisty trzeba odnotować, że ta prezentowała się imponująco. Kielecka publika miała okazję usłyszeć nie tylko największe klasyki formacji, jak wspomniany już 51, odśpiewany wraz z publiką Alien czy kończące koncert Trzy zapałki, ale także najstarsze, mniej znane utwory zespołu.
Podsumowując, niedzielny koncert z pewnością zapisze się na długo w pamięci kieleckich fanów mocnych brzmień. TSA udowodniło, że pomimo upływu lat wciąż pozostaje w ekstraklasie polskich zespołów rockowych. Pozostaje mieć nadzieję, że na następną wizytę Marka Piekarczyka i spółki w stolicy naszego województwa nie będziemy musieli czekać kolejnych czterech lat.