Chciałem być jak Kurt Cobain…

Jak to się wszystko zaczęło?

Maciej Karbowski: – Generalnie od słuchania muzy… Byłem wielkim fanem grunge’owych zespołów. Chciałem być jak Kurt Cobain. Zacząłem się uczyć grać na gitarze. Czasami jak czegoś słuchasz, masz ochotę pograć. Jak miałem kilkanaście lat, miałem właśnie taki pomysł i go zrealizowałem. Chłopaki z zespołu startowali tak samo. Słuchaliśmy muzyki i każdy próbował chwycić za instrument.

Najdziwniejsze miejsce, gdzie przyszło wam do tej pory grać?

– Podczas naszej pierwszej trasy koncertowej graliśmy w wagonie kolejowym. Wcale nie był on duży. Po prostu mały wagonik. Weszło tam piętnaście osób.

A gdzie są takie wagony?

– We Frankfurcie.

Jak wspominasz to doświadczenie?

– Jeżeli tak ma wyglądać nasza przyszłość, może być ciężko. Dzisiaj bierzemy sobie to jako anegdotę i utwierdza w przekonaniu, że wszystko idzie do przodu. Dzisiaj nie zdarza się nam już grać w takich miejscach. 

Pełna galeria zdjęć z koncertu Tides From Nebula w kieleckim Woorze

Czemu zdecydowaliście się nadać swojemu zespołowi nazwę, która łączy się z kosmosem?

– Wydaje mi się, że jest ona uniwersalna. Oddaje klimat tego co robimy, a z drugiej strony pozwala nam skakać po stylach muzycznych na jaki mamy tylko ochotę. Po nazwach niektórych kapel metalowych od razu wiesz, co grają. Tutaj muzyka kreuje nazwę, a nie odwrotnie. Wszyscy jesteśmy zainteresowani nie tylko sprawami najbliższymi, ale także uniwersum. Oddaje to w jakiś tam sposób zgłębianie w amatorski sposób wiedzy popularnonaukowej o wszechświecie.

Zgodzisz się z opinią, że wasza ostatnia płyta „Eternal Movement” jest idealną kandydatką, żeby słuchać jej podczas trwającej obecnie wiosny?

– Akurat wydaliśmy płytę na jesień… Jednak zgodzę się z tym stwierdzeniem. Nawet jeśli porównamy nasz poprzedni album, który jest najcięższy w naszym dorobku z „Eternal Movement”, ta płyta jest zdecydowanie taka pogodna.

Podczas nagrywania waszej drugiej płyty „Earthshine” pracowaliście  ze Zbigniewem Preisnerem. Jak wspominacie ten moment?

– Szansa współpracy z panem Preisnerem to było coś niesamowitego. To duża postać w świecie muzyki filmowej. Pan Preisner nie należy do łatwych osób w stosunkach międzyludzkich. Jednak daliśmy radę. Patrząc teraz na to z perspektywy czasu, jestem bardzo szczęśliwy, że doszło do kooperacji. Dosyć mocno cenię album, który wspólnie opracowaliśmy. Żaden z nas tego nie żałuje. To była duża szkoła. Jak będę kiedyś siedemdziesięcioletnim dziadkiem to wspomnę, że miałem okazję nagrać taki krążek.

Gracie trasy koncertowe po całej Europie. Z jakim odbiorem spotykacie się wśród zagranicznej publiczności?

– To zależy. Jeśli mamy własne koncerty, frekwencja jest nierówna. Czasami jest sporo osób, innym razem bardzo mało. Wydaje mi się, że bronimy się na żywo i jeśli już ktoś przyjdzie na koncert to powinno mu się podobać. Na jesieni graliśmy jako support z zespołem The Ocean i tam też mieliśmy bardzo dobry odbiór. Wiadomo jak grasz support, zadanie jest utrudnione. To nie jest twoja publika i musisz naprawdę postarać się, żeby ją kupić.

Czy macie czas zwiedzać miejscowości, w jakich gracie?

– Zależy od przejazdu. Jeżeli jest taka sytuacja, że jedziemy dziesięć godzin i dojeżdżamy o osiemnastej to od razu trzeba wziąć się do roboty. Czasami mamy krótki przejazd. Wtedy możemy sobie pozwolić na zwiedzanie. Sporo widzieliśmy. Właściwie całą Europę zjechaliśmy już parę razy. Oprócz Skandynawii, graliśmy już we wszystkich stolicach. Nie są to jakieś długie wycieczki, ale można na pewno sporo zobaczyć i złapać klimat miasta.

Jakie miasto wywarło na tobie największe wrażenie?

– Rzym. Akurat tam mieliśmy cały dzień na zwiedzanie. Tam historia dosłownie leży na ulicy. I to nie taka trzystuletnia, tylko dużo dłuższa. Idziesz po chodniku, a tu nagle jeden parcel to ruiny mające trzy tysiące lat.

Z podróżowaniem wiążę się kosztowanie lokalnych potraw. Co poleciłbyś spróbować, a co odradził skosztować?

– Odradziłbym rumuńską kapustę. Jest niedobra (śmiech). Ostatnio w Cluj dostaliśmy cały talerz takiej kapusty na obiad. Jednak jest też dużo dobrego jedzenia. Sporo wegańskiego żarcia. Próbuję sobie przypomnieć jakąś lokalną potrawę… O już wiem. Lubię sałatkę grecką w Grecji. Całą tą fetę podają w bloku na sałatkę. Dopiero ją rozdziobujesz na talerzu. Polewasz oliwą i zajadasz. Po prostu mistrzostwo!

Przed wami kolejne koncerty w Europie. A może usłyszymy o występach Tides From Nebula poza naszym kontynentem?

– Staramy się rozszerzyć nasz zasięg. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś wylecieć do Azji. Stany Zjednoczone to wyzwanie. Musi się nadarzyć okazja na zagranie tam trasy jako support przed większym zespołem. Wtedy możemy w to zainwestować i polecieć. Na razie nie ma takiej okazji. Oczywiście nie chcemy się ograniczać tylko do Europy.

W 2011 roku zagraliście w Warszawie podczas jednego koncertu z Deftones. Jak wspominasz ten koncert? W ogóle lubisz ich muzykę?

– Deftones to klasa sama w sobie. Każdy z nas jest wielkim fanem tego zespołu. Właściwie w tym momencie ich płyta „White Pony” jest już klasykiem. W liceum katowałem ją na maksa. Był to dla nas wielki zaszczyt zagrać na jednej scenie z Deftones. Mieliśmy również okazję porozmawiać i zamienić parę słów.

Macie jeszcze jakiś zespół z tych mega zagranicznych gwiazd z którym chcielibyście zagrać na jednej scenie?

– Na pewno chciałbym wystąpić u boku Radiohead. Nie będzie to raczej możliwe. Byłoby to takie fajne wspomnienie, nawet jakbym ich nie minął w korytarzu. Nawet jak przyjeżdżają na festiwale, idzie wokół nich kordon ochrony. Byłoby to niesamowite stać koło backline’u Radiohead.

A co robicie w czasie wolnych od tras koncertowych i prób?

– Czytamy książki, oglądamy filmy.

Jaką książkę ostatnio czytałeś?

– Ostatnio czytamy książki tych nowoczesnych filozofów. Zaczęło się to od Przemka, naszego basisty. Jest to związane z nurtem dążenia do oświecenia. Przypominam sobie ostatnią książkę „Potęga teraźniejszości” Eckhart Thole, zdecydowanie polecam. Ostatnio odświeżam sobie również Thorgala.

Na zakończenie mam takie pytanie. Jak zachęciłbyś czytelników tego wywiadu, którzy nie znają jeszcze waszej muzyki do zapoznania się z wami?

– To są bardzo prywatne przeżycia przy słuchaniu muzyki. Jednak jeśli ktoś ma w miarę otwarta głowę i chce spróbować troszkę takiego innego podejścia do muzyki, niech posłucha na próbę naszej płyty. Jak mu się spodoba to dobrze, a jak nie trudno. Myślę, że fajnie dać szansę każdej muzyce.

Rozmawiał: Maciej Wadowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *