Maciej Wadowski: Jak ocenisz wasz „debiutancki” koncert w Kielcach?
Zenek Kupatasa (wokalista zespołu Kabanos): – Koncert był wyśmienity. Nie spodziewaliśmy się takiej energii ze strony publiczności. Graliśmy tutaj po raz pierwszy. Występ w Kielcach można zaliczyć do wyjątkowych.
Może do najlepszych w historii?
– Mieliśmy kilkanaście takich koncertów, które zapisały się w naszej pamięci. Po kilku latach wracamy wspomnieniami do tych koncertów. Na pewno ten występ do takich perełek będzie należał.
Chodzisz po klubie, pływasz na rękach fanów. Podczas wszystkich występów stawiasz na tak bliski kontakt z publicznością?
– Na każdym koncercie coś się dzieje, ale pierwszy raz na trasie zdarzyło mi się śpiewać z baru. Kilka lat temu w Mińsku Mazowieckim wyszedłem z ludźmi przed klub. To nie była akcja planowana. Nikt nie wiedział co się dzieje. Pełna spontaniczność. W pewnych momencie nasz gitarzysta zauważył, że publiki nie ma. Słyszy, że śpiewam, a mnie również nie ma. A ja wyszedłem z ludźmi przed klub i tam śpiewaliśmy, a chłopaki grali w klubie. Zdarzały się oczywiście także inne historie. Na przykład podczas jednego z koncertów poszedłem w trakcie występu do kibla i z niego śpiewałem. To jest zaleta posiadania mikrofonu bezprzewodowego, że można pozwolić sobie na wyjście poza scenę i robienie czego się chce.
Jak wspominasz z perspektywy czasu Przystanek Woodstock?
– Spełnienie naszych marzeń. Zgromadziliśmy tam wszystkich ludzi dla których gramy w klubach w całej Polsce. Spotykaliśmy się z nimi w jednym miejscu i wytworzyliśmy taką jednolitą energię. Wychodzę na scenę, widzę tych wszystkich ludzi i mówię o kurde to Ci z Poznania, to Ci ze Szczecina, to Ci z Gdyni. Wszyscy skumulowani pod sceną, uśmiechnięci i śpiewają nasze piosenki. To było nieziemskie przeżycie.
Skąd w ogóle nazwa zespołu Kabanos. Jesteście fanami tych wyrobów mięsnych?
– Kabanos wziął się od nazwy sklepu „Kabanos”, który był przy mojej podstawówce. Grupa powstała, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły podstawowej. Interesowaliśmy się filmami Stanisława Barei. Bardzo się nimi jaraliśmy. Zmienialiśmy sobie ksywy na Zenek, Zbyszek, Marian, Wiesiek. Kult kaszanki i wyrobów miesnych sprawił, że zespół ostatecznie otrzymał nazwę Kabanos.
Czerpiecie pomysły do tekstów waszych piosenek z kultowych filmów Barei?
– Kiedyś tak. Na pierwszych płytach, kiedy nie było jeszcze instrumentalistów, musieliśmy korzystać z podkładów muzycznych. Wtedy pojawiały się cytaty z filmów Stanisława Barei i na nich bazowały piosenki.
Jaki będzie wasz najnowszy album?
– Oj, będzie dramatycznie. Jestem dopiero w trakcie pisania tekstów na nowy krążek. Będziemy też troszkę inaczej brzmieli. Ludzie do nowego wydawnictwa będą musieli się przyzwyczaić. Nie jesteśmy niewolnikami jakiejś formuły, której musimy się trzymać. Od samego początku towarzyszy nam aura buntu i ludzie, którzy to lubią. Normalna kapela cały czas robiłaby to samo. Bo po co zmieniać, jeżeli jest dobrze? Kabanos jednak cały czas ryzykuje. Wydaje płytę akustyczną, gdzie nie ma rozpier…, tylko czysty śpiew i gitary akustyczne. Cały czas ewoluujemy. Jesteśmy szczerzy wobec siebie. Chyba dlatego wciąż jesteśmy interesujący, fajni i gromadzimy ludzi. Słuchacze rozwijają się razem z nami.
Na waszej stronie internetowej znalazłem informację, że w Kabanosie obowiązują kary pieniężne za nieobecność na próbie. Zostały one wprowadzone w momencie, gdy wykryto iż Leszek woli chodzić do kina niż na próbę. Czy ten zwyczaj nadal obowiązuje? Na co przeznaczacie pieniądze zebrane z kar?
– Kara pieniężna za nieobecność na próbie była przeznaczana do puli zespołowej, z której na przykład wydawaliśmy pieniądze na dojazd na koncert. Jednak nie pobieramy już takich opłat, to stare dzieje. Natomiast na próbach spotykamy się częściej niż kiedyś.
Jak często?
– Trzy razy w tygodniu. Przygotowujemy się obecnie do nagrania płyty i musimy więcej ćwiczyć.
Teraz wszyscy regularnie przychodzą na próby?
– Niestety nie wszyscy. Nadal na przykład często nie ma Fonsa, bo ma szkolenie psa w tym czasie. Mimo wszystko trzeba jednak działać. Jeśli kogoś nie ma na jednej próbie, to będzie na następnej. Takie jest życie, nie robimy z tego jakiegoś dramatu.
Ciężko was zakwalifikować do jednego stylu muzycznego. W waszej muzyce słychać inspiracje: System Of a Down, Faith No More czy Limp Bizkit.
– Ciężko nam było kiedyś grać i wbić się gdziekolwiek ze względu na to, że formacje z przysłowiowym jajem były bardzo lekkie. Dla nich byliśmy za ciężcy, a dla ciężkich byliśmy zbyt niepoważni. Nadal tak bywa, że Kabanos jest poważny i zupełnie niepoważny, ciężki i progresywny, a także też piosenkowy. Słychać, że nie trzymamy się jakieś stałej formuły. Jeśli chodzi o materiał i kompozycje, mamy dużą swobodę.
To chyba zapewnia wam popularność wśród ludzi, którzy słuchają różnych gatunków muzycznych.
– Na to wychodzi. Dziwię się, że przychodzą do nas ludzie, którzy mówią, że słuchają na przykład Toola, a Kabanosa uwielbiają. Albo mówią, że ja są fanami Farben Lehre, ale nas lubią. Łączymy ludzi, którzy pochodzą z różnych kręgów muzycznych. To bardzo fajne i mobilizuje mnie do jeszcze cięższej pracy.
Jesteś, jak piszecie na stronie, w zespole: tatą, liderem, prezesem, panem ostatnie słowo, reżyserem, tym od wizji, dyrektorem artystycznym, głównym kompozytorem, tekściarzem, menadżerem, zarządcą budżetem… Nie za dużego tego, udaje się to wszystko połączyć?
– Nie zajmuję się już absolutnie wszystkim. Teraz już mamy managera, któremu przekazałem pałeczkę. Natomiast na samym początku trzeba było tak działać. Poświęciłem bardzo dużo czasu, aby Kabanos znalazł się w tym miejscu, w którym jest obecnie. Zespół, żeby funkcjonował na przyzwoitym poziomie, musi mieć zaplecze, którego wtedy nie mieliśmy. Za takie zaplecze płaci się grube pieniądze. Jak ktoś ma przygotować patronów medialnych do płyty, chce pieniądze za to. Jak ktoś ma przygotować trasę koncertową, również chce kasę. W Polsce chcąc wydawać płyty jako zespół niezależny, grać koncerty i jeździć w trasy trzeba włożyć dużo pracy i budować wszystko od zera. Jednak dzięki temu my jako zespół Kabanos uniezależniliśmy się i mamy teraz bardzo silną pozycję.
Jaką drogę musieliście przejść, żeby znaleźć się w tym miejscu?
– Na nasz występ w Kielcach przyszedł człowiek, który był na naszym koncercie w Krakowie w 2008 roku, kiedy sprzedaliśmy 12 biletów. Graliśmy takie sztuki! Jeździliśmy do Krakowa sprzedaliśmy 12 biletów, we Wrocławiu poszło 8 wejściówek. Dzisiaj gramy w Krakowie i sprzedajemy 300 biletów. Gramy we Wrocławiu i sprzedajemy 200. Długotrwałe działania… Tego nie osiągnie się szybko. To jest ciężka praca i konsekwencja. Jedziesz, sprzedajesz 8 biletów i mówisz następnym razem będzie lepiej.
Gracie trasę z Zacierem. Jak układa się współpraca?
– Zacier to jest nasz wielki przyjaciel. W ogóle jesteśmy fanami Zaciera. Ja osobiście uwielbiam jego piosenki. Teraz chłopaki grają utwory z nowej płyty. Już nie mogę się doczekać, kiedy ona wyjdzie. Nie mówię tego, żeby komuś lizać d… i żeby było miło. Jechać z nimi w trasę to sama radość.
Ostro jest?
– Piwo jest na trasie (śmiech).
Zdarzały się wam jakieś śmieszne sytuacje na wspólnych trasach?
– Trudno mi coś przywołać. Zdarzały się historie alkoholowe, ale bez wielkich awantur. Jak jeździmy z Zacierem w trasy, jest dosyć kulturalnie. Z TPN25 to zupełnie inna historia. Z nimi są dopiero imprezy!
Jak się w ogóle poznaliście z Zacierem?
– Zobaczyliśmy jakiś jego numer na YouTube. Był to bodajże Kebab. Pomyśleliśmy sobie, że fajnie byłoby zagrać z nimi koncert. Wysłałem maila do Zaciera, spotkaliśmy się w Warszawie, było bardzo miło i od tego zaczęła się nasza współpraca i przyjaźń.
Mówisz, że zespół Zacier poznaliście dzięki piosence Kebab. A sami jesteście fanami kebabów?
– Pierwsze co zrobiłem przed imprezą w Kielcach, to zjadłem kebab w cienkim cieście (śmiech).
Baraniny nie zabrakło.
– Nie, to był kurczak w cieście.
A lubisz kebab z baraniną?
– Zawsze biorę z kurczakiem. Nie przepadam jakoś za baraniną.
A sos jaki?
– Mieszany. Ostry jest za ostry.
Teksty waszych piosenek też są o jedzeniu.
– Tak, dużo jest kulinarnych. Kaszanka, parówki, czerwona musztarda. Piszę, jak już wcześniej wspominałem, teksty na nową płytę i będzie tam piosenka o kompocie, w którym są jabłkach. Przecież to też jedzenie. Generalnie mamy dużo tekstów „kulinarnych”.
Śpiewacie o jedzeniu, a sami jak radzicie sobie w kuchni?
– Kucharzem w zespole jest nasz perkusista Witalis Witasroka, który w Warszawie niebawem otworzy sieć swoich burgerów.
Ulubione danie na trasie?
– Bardzo lubimy jeść w karczmie Bida. Duże porcje tam dają. Nie wiem, czy mamy ulubione danie. Staramy się jeść różne rzeczy. Raz jemy parówkę, raz kebaba, a innym razem pójdziemy do knajpki, gdzie dają obiady domowe: pierogi czy schabowego.
Wrócicie do Kielc na wiosnę z nową płytą?
– Wrócimy na pewno.
{audio}Pozdrowienia|zenek1.mp3{/audio}
Dzięki za rozmowę i do zobaczenia ponownie.
– Dzięki!
Rozmawiał Maciej Wadowski