CeZik: „Nie słucham muzyki”

Co jeszcze zdradził nam po swoim koncercie w Kielcach? Zapraszamy do przeczytania rozmowy Moniki Frąk i Michała Filarskiego z Cezikiem.

Monika Frąk, Michał Filarski: Na początek –  Cezik, czy Cezary? Jak się do Ciebie zwracają?

CeZik: – Gdy mówimy o artystycznej działalności to Cezik. A w domu – Cezary. Krótko i na temat (śmiech).

Skąd się wziął Twój pseudonim? Czy to jeszcze ksywka z dzieciństwa?

– Od imienia! A pochodzi rzeczywiście z dzieciństwa. Ktoś kiedyś na jakiejś kolonii albo obozie narciarskim tak rzucił do mnie. To był jakiś opiekun. I co ciekawe, to się nie przyjęło. Ludzie nie zaczęli mnie tak przezywać… Ale kiedyś sobie to przypomniałem i stwierdziłem, że jest dobre.

Od małego „muzykujesz”?

– Chyba tak. Nie jestem pewny, czy od całkiem małego, nie pamiętam już. Ale na pewno od dziecka rodzice nas ukierunkowywali w taki sposób, żebyśmy się rozwijali w różnych aspektach życia. Nie tylko muzycznie, ale też np. plastycznie. Choć u mnie zdecydowanie wygrał ten kierunek muzyczny.

Jakim dzieckiem był Cezik?

– (Chwila zastanowienia) Nie wiem, nie mam pojęcia. O to trzeba pytać moich rodziców. Wydaję mi się, że byłem taki normalny. Nie byłem chyba w żadną stronę „przegięty”.  Przynajmniej tak to pamiętam, ale może się mylę. W każdym razie mam nadzieję, że byłem normalny (śmiech).

A jak Twoi rodzice patrzą na to, co robisz?

– Śledzą sobie. I im dłużej to robię, tym bardziej się przekonują, że to był jednak dobry pomysł. Na początku uważali, że to nie jest zbyt rozsądne, by być muzykiem. Przecież „nie da się z tego żyć, niestabilna praca, cały czas poza domem”. A tu okazuje się, że wcale tak często nie jestem poza domem, praca jest w miarę stabilna. I jak to zobaczyli, wydaję mi się, że się cieszą. Przyjęli to do wiadomości i przestali marudzić.

Studiowałeś na Politechnice Śląskiej Automatykę i Robotykę. Skąd taki pomysł?

– Tata mi kazał. Powiedział, że jak chcę mieć zawód, to mam iść na polibudę. A najlepiej tam, gdzie on. No i aby mieć spokój powiedziałem: „Dobrze. Idę tam”.

Czyli miała być kontynuowana rodzinna tradycja…

– Tak miało być, ale nie jest (śmiech).

Miałeś jakiś ulubiony przedmiot na tych studiach?

– Ooo, ulubiony przedmiot? (śmiech) W-F chyba! Nie no, nie jestem w stanie powiedzieć, który przedmiot był moim ulubionym, bo żadnego nie lubiłem.  A jednego to już szczególnie nienawidziłem. Nazywał się identyfikacja procesów. Nawet go powtarzałem. Nie polecam nikomu.

Ale mimo wszystko studia skończyłeś?

– Pewnie, że skończyłem. Dużo było kłód pod nogami, ale dałem radę.

Praca w zawodzie definitywnie odpada?

– Tak, w ogóle. Nawet jakbym miał nie pracować w muzyce, to mogę być kimś innym, ale na pewno nie automatykiem. Nie miało by to żadnego sensu.

W takim razie wróćmy do muzyki. Utarło się, że jesteś artystą internetowym. Koncerty, na przykładzie tego kieleckiego, pokazują, że na scenie odnajdujesz się jeszcze lepiej.

– Przede wszystkim na koncertach jest zupełnie inna atmosfera. Tutaj mogę sobie pozwolić na bezpośredni kontakt z publicznością, czego w internecie nie mogę zrobić. Jest to zupełnie inna specyfika. W każdym razie lubię oba te światy tak samo – fajnie się uzupełniają. Gdy długo koncertuję, wracam do domu i robię klip, a gdy za długo robię klipy, wtedy idę sobie koncertować. Dzięki temu nie jestem zmęczony ani jednym, ani drugim.

Masz pewnie wiele fanek. Zdarzały się jakieś propozycje matrymonialne?

– Nie mam wielu fanek.  A przynajmniej nie czuję się tym przytłoczony. Nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś to bywało tak, że miałem więcej fanów niż fanek. Co było już zupełnie jakąś tragedią (śmiech). W każdym razie nie czuję jakiegoś ich natłoku. No, ale może po tym wywiadzie się to zmieni (śmiech).

Ludzie rozpoznają Cię na ulicy?

– Zdarza się. Na szczęście rzadko, więc mam spokój.

I co, ignorujesz ich?

– Staram się nie. No chyba, że ktoś powie: „O k…a Cezik” to wtedy, jak widać, zgodnie z tym, co ktoś kiedyś napisał, ignoruję. Ale mówiąc poważnie, zawsze staram się być miły.

Jednym z Twoich projektów są KlejNuty. Możesz zdradzić naszym czytelnikom jak one powstają, skąd czerpiesz inspiracje?

– Powstają dość łatwo. Jak wymyślę sobie bohatera, to oglądam z nim 1500 wywiadów, czyli spędzam nad tym dwa tygodnie. Wszystkie wywiady spisuję do Worda słowo w słowo. Nie polecam tego nikomu, bo to jest strasznie nudne zajęcie. A jak już wszystko spiszę, to wymyślam muzykę, montuję sobie obrazy. No i wychodzi, co wychodzi.  Czym się inspiruję? Wszystkim. Najczęściej materiałami, które są w oryginale, tak jak np. ostatnio. Oglądałem sobie „Dzień dobry TVN” i zobaczyłem ten niesamowity występ trzech dziewczyn. Obejrzałem i stwierdziłem: „Piękne to jest, trzeba coś z tym zrobić”.

Wszystko wyszukujesz sam, czy ktoś Ci też podrzuca jakieś pomysły?

– Ludzie czasami coś mi tam wysyłają, ale nie skorzystałem z tego nigdy. Wszystko co robię, znajduję sam.

Jak na to wszystko reagują ci parodiowani celebryci? Miałeś jakieś sygnały, choćby od Krzysztofa Ibisza, czy Marcina Najmana?

– Pani Magda Gessler była zachwycona. Dzwonił też kiedyś do mnie Krzysiu. Początkowo nie wiedziałem, że to on. Zadzwonił nieznany numer, odbieram i słyszę: „Dzień dobry, tu Krzysztof Ibisz, witam serdecznie”. A ja sobie wtedy myślę: wygrałem coś, może jakąś pralkę (śmiech). Ale okazało się, że to naprawdę on i chce zaprosić mnie do programu. Widział klip, bardzo mu się spodobał. Niestety nie pojechałem, bo nie mogliśmy się zgrać z terminem. Pisał do mnie też management Magdy Gessler z zaproszeniem na obiad. To było jakiś rok temu i już chyba trzy razy pisali, ale jakoś ani razu się nie dograliśmy. Tak kuszą, żeby przyjechać, zjeść i ja przyjeżdżam, a oni mówią, że nie mają czasu. Bez sensu…

Kiedyś śpiewałeś też od tyłu. Jak to wygląda od technicznej strony? Trudno się tego nauczyć?

– To tak samo, jak się uczy dodawać. Po prostu trzeba się nauczyć na pamięć. I już. Bardzo proste (śmiech).

A umiesz coś w ten sposób powiedzieć?

– Nie, musiałbym się tego nauczyć.

Przeróbka hitu „Ona tańczy dla mnie” w wersji bluesowej – wielu twierdzi, że lepsza od oryginału…

– To dobrze. W sensie, jak komuś się bardziej podoba to super, niech ogląda. A jak komuś się nie podoba, to niech nie ogląda i już (śmiech).

Zaangażowałeś się też w projekt Centrum Nauki Kopernik wyśpiewując hasła z Wikipedii. Myślałeś, żeby to pociągnąć dalej? CeZik bawi i uczy…

– Myślałem. Ale zawsze jak o tym myślałem, później coś innego mi przychodziło do głowy i odkładałem to na bok. Natomiast pomysł był, może jeszcze kiedyś coś z tego powstanie. Póki co, za dużo innych rzeczy mnie absorbuje, żeby to zrobić.

Uchylisz rąbka tajemnicy, co planujesz w najbliższej przyszłości?

– Nie! (śmiech). Nie mogę tego zrobić, bo coś chlapnę i potem ludzie będą czekać na coś, co powiedziałem, a okaże się, że jednak zmienię zdanie. I będą pretensje, że miało być, a nie ma.

Ostatnio wziąłeś się też za poważniejszą muzykę. Choćby utwór w duecie z Melą Koteluk. Planujesz iść w tym kierunku? Czy tak jak mówiłeś na koncercie – liczba wyświetleń pokazuje, że to nie jest dobra droga…

– Wyświetlenia na pewno są jakimś wyznacznikiem. Ale to jest tak, że robi się coś przez pięć lat w jednej konwencji, a nagle się robi coś zupełnie innego. Także możemy się spodziewać, że reakcja, odbiór może być marny. Myślę jednak, że to jest taki pierwszy krok do robienia czegoś innego. Bo chciałbym robić rzeczy różne. Takie, które sprawią, że sam nie będę nudził się tym, co robię. Dlatego myślę, że w przyszłości jeszcze ten temat pociągnę. Nie wiem jak długo, nie wiem w jaki sposób, ale nie mam zamiaru tego w łatwy sposób porzucić jedynie z powodu małej liczby wyświetleń. To tylko jedna część odbioru.

Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?

– Nie słucham w ogóle.

Naprawdę?

– Tak. Nie lubię. Bo to jest tak, jakby górnik wracał z roboty i w domu jeszcze węgiel przerzucał. Masakra, idzie przecież zwariować. Potrzebuję spokoju. Tak więc, żeby  głowę mieć w pełni wyciszoną, to po prostu nie słucham. A jak jest cisza, wtedy wymyślam różne rzeczy. Gdy słyszę jakąś piosenkę, to wiem, że ja już jej nie wymyślę, bo już ją usłyszałem. Taką mam właśnie metodę: Jak najmniej słuchać, żeby znać mało piosenek, a jak najwięcej wymyślać.

W takim razie jakie masz zainteresowania?

– Noo, dyskoteki, chłopaki i takie takie…

(Śmiech)…

– Zainteresowania? Właściwie to nie mam jakiś konkretnych. Mam to szczęście, że hobby jest moją pracą. Nie mam innych, tak żebym był w coś wkręcony totalnie. Ale jak nie zajmuję się tworzeniem, to staram się uprawiać sport. Żeby mieć tę świeżość umysłu. Pogram sobie w jakiegoś squasha albo w piłę.

11cezikas

Jeździsz na rowerze?

– Tak, ale nie lubię, mówiąc szczerze. Choć zawsze sobie tak wmawiałem, że lubię jeździć na rowerze, jest to całkiem fajne. Ale ostatnio jak zacząłem grać w piłkę, czy squasha stwierdziłem, że nie lubię sportów, w których nie da się wygrać. Bo jeżdżąc na rowerze nie można wygrać z nikim. Nie ma początku i końca, cały czas się tylko jedzie. No i przestałem jeździć (śmiech).

{audio}Cezik – pozdrowienia |cezikpzdr.mp3{/audio}

Jesteś kibicem?

– Kibicem? W sensie kogo? Piłkarskim? Nie, nie jestem. Trochę mi wstyd. Mam w moim mieście drużynę z ekstraklasy Piast Gliwice i długi czas nie wiedziałem, że oni grają tak wysoko. Fanem sportowym nie jestem, staram się za to samemu ruszać, tak jak wspominałem wcześniej.

Jesteśmy w Kielcach. Twoje pierwsze skojarzenie z naszym miastem?

– Liroy. A drugie to Letni Chamski Podryw.

Rozmawiali: Monika Frąk i Michał Filarski

Odwiedź stronę muzyka.

Fejsboczek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *