Strona „rockonline.pl” to portal, który skupia się głównie na muzyce rock-metal. Czy media zajmujące się innymi, „lżejszymi” gatunkami zabiegają o wywiady z tobą, lub promocję twojej twórczości?
Michał Jelonek: – W większości są to media związane z muzyką rockową, metalową i progresywną, ale coraz częściej zdarzają się radia, lub portale, które „zabłądziły” w moje rewiry (śmiech). Staram się wtedy być delikatny….
Co się stało w Twoim życiu, że w pewnej chwili postanowiłeś zdobyć się na solową płytę? I to dwukrotnie. Czy chciałeś sobie coś udowodnić?
– Utwory na solową płytę zbierałem „do szuflady” około 7 lat, bo zazwyczaj było za dużo pracy przy innych zespołach, projektach i płytach. W 2007 roku miałem chwilę wytchnienia i mogłem się zająć swoją płytą. Z motywacją też nie było najgorzej, bo już od 2000 roku miałem w głowie tajemnicze „głosy” szepczące: „Nagraj solową płytę”. W końcu nie wytrzymałem i nagrałem…. Potem szeptały: „Nagraj drugą solową płytę”. Tak też zrobiłem. Nie miałem innego wyjścia.
Gdybyś miał porównać karierę solową i granie w zespołach, to co według ciebie ma większą wartość?
– Zespolone granie solowe! Każdy z muzyków gra solo. Nawet metronom. Tak bym wybrał. Natomiast ostateczną wartością jest wynik końcowy tego wyścigu. Kto pierwszy skończy swoje solo i dobrnie do końca utworu, ten wygrał (śmiech).
Tak zupełnie poważnie: nie ważne jak i kto – ważny jest muzyk i związane z nią emocje.
No waśnie, emocje. Koncerty Jelonka nie należą do najspokojniejszych. To, co dzieje się wtedy pod sceną, można streścić w kilku słowach: „pogo”, „chaos”, „zabawa”. Masz bardzo dobre relacje z publiką.
– Oczywiście! Dzielimy się wielkim, mrocznym i drapieżnym uśmiechem. Przekazujemy sobie głupie miny. Ja im skrzypie na skrzypcach, opowiadam brednie, oni z godną podziwu wyrozumiałością wysłuchują mego słowa, ocierają się o siebie i muskają swym łagodnym spojrzeniem me umięśnione łydki…. W każdym z nas jest odrobina szaleństwa i czasem dobrze podczas koncertu dać tej „kruszynie” się wyszaleć, wykrzyczeć, wycharczeć i wybatożyć, żeby potem w domu był spokój i spoczywanie (śmiech).
Zarówno zespół Hunter, jak i Twoja autorska płyta została nominowana do nagrody „Fryderyk”. Jest to dość prestiżowe wyróżnienie. Myślisz, że metal ma szansę wejść „na salony”? Nie być kojarzony tylko z ciemnymi, zadymionymi klubami i długowłosymi fanami?
– Właśnie tego się obawiam, że metal wejdzie na „salony”. Boję się, że zaraz wytresują mroczne dziewczyny oraz drapieżnych chłopaków i z wilków zrobią salonowe pieski. Zobacz historię jazzu: na początku XX wieku była to muzyka buntu i gniewu. Zabronione dźwięki, koncerty w zadymionych klubach, pełne alkoholu, seksu i używek… Teraz spora część jazzmanów ubrana w gajery gra w filharmoniach. Są to tak zwane ekskluzywne koncerty dla elit. Wyobrażasz sobie spokojny i grzeczny koncert metalowy, lub punkowy w Royal Albert Hall dla pań w sukniach balowych przyodzianych w „lisy” wraz z panami w smokingach?
Ja sobie wyobrażam… Byłoby zarąbiście zerwać parę sukien! (śmiech).
Co myślisz na temat programów typu „talent show”? Dave Grohl ostro skrytykował robienie kariery muzycznej w ten sposób? To pomoc dla młodych osób, czy tylko chwilowe zamieszanie, po którym nie czeka żadna kariera?
– Nie znam się na robieniu kariery. Trzeba by zapytać menadżerów i producentów oraz samych artystów, którzy przeszli ten „magiel”. Jak bardzo im to pomogło, czy może jednak zaszkodziło, a także zamieszało w głowach. Wydaje mi się, że programy tego typu koncentrują się głównie na promocji osób z jury, ale jeśli przy okazji uda się pokazać fajnego, oryginalnego artystę, może warto to robić.
Twoja twórczość to wyłącznie utwory instrumentalne, bez wokali. Czy to, że skupiasz się wyłącznie na nich, ułatwia dotarcie muzyką do serc słuchaczy, czy raczej jest utrudnieniem?
– Śpiewać nie umiem. Jedynie na skrzypcach pogrywam. Nie mam więc wyboru, muszę instrumentalnie się wyżywać na sercach słuchaczy.
Współcześnie piractwo muzyki osiągnęło dużą skalę. Niektórzy cięgle próbują z tym walczyć, oburzają się, nazywają to zwykłym złodziejstwem. Są też twórcy, którzy pogodzili się z tym i otwarcie mówią, że obecnie tylko z koncertów można „wyżyć”.
– Jeżeli bardzo cenisz artystę, jego dzieło i pracę, to kupisz oryginalną płytę. W przeciwnym razie muzyk nie będzie miał kasy na nagranie następnej, albo wręcz umrze z głodu i rozpaczy (śmiech). Wskutek tego może zasłabnąć, a nawet umrzeć wskutek zamęczenia licznymi koncertami. Albo zasępi się i zamyśli nad bezsensem swego życia – nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo umrze, bądź wydawca mu powie, że jego płyta jest słaba ponieważ sprzedała się kilkadziesiąt razy mniej niż „Dance Mega Super Mix Hit Extra Cool IV”…
I wtedy umrze, umrze, umrze. Po trzykroć umrze i sczeźnie, a jego rozsypane prochy już nic nigdy nie nagrają… Uwielbiam zdzierać dziewiczą folie ze świeżo zakupionej płyty a potem, w ciemnym kąciku, słuchając muzyki, ocierać się lubieżnie o okładkę i wąchać zapach druku z książeczki.
Oprócz koncertów w Polsce występowałeś także poza jej granicami, np. w Brazylii, czy Meksyku. Jakbyś scharakteryzował granie w dwóch zupełnie odmiennych od siebie kulturowo miejscach? Czy te różnice są bardzo rażące?
– Do Meksyku i Brazylii jest rażąco daleko. To 30 godzin lotu z przesiadkami… bez jedzenia, bez wody, w kajdankach! Nie no, nie jest aż tak źle (śmiech). Bardzo fajnie się gra dla tamtej publiczności, chociaż z niewiadomych przyczyn nic nie rozumieją po polsku. Ale gibają się do muzyki w miarę równo i precyzyjnie. No i mają gniew w biodrach.
Co z kolejną płytą? Czy pojawiają się już pomysły na nowe utwory? Może „Revenge” będzie twoim ostatnim „dzieckiem”?
– Już powoli pojawiają się w mojej głowie głosy i szepty: „Nagraj trzecią płytę solową… ooooch, aaaach – trzecią!” Są one jeszcze niewyraźne i nieśmiałe, więc mam troszkę czasu zanim nade mną zapanują. Ale będzie trzecia płyta „jelonkowata” na pewno.
W maju skończyłeś 42 lata. Czego sobie życzyłeś, gdy zdmuchiwałeś świeczki na torcie urodzinowym?
Zdrowia! Zwłaszcza umysłowego. Ale i fizyczne też się przyda (śmiech). Czego i Wam życzę z całego serca i układu krwionośnego.
Rozmawiała Anna Staniek.