Ukazała się płyta koncertowa sąsiadów zza miedzy, czyli wywodzącej się z Szydłowca formacji Azyl P. Jak we wstępie do materiału napisał Marek Wiernik, kapela „mocno zaistniała na krajowej scenie rockowej, chociaż działała, tak na dobre, zaledwie kilka lat”. W latach osiemdziesiątych zespół nagrał kilka niekwestionowanych przebojów: „Mała Maggie”, „Och Lila”, „Chyba umieram”, co ważne – połączonych z rzadkimi wówczas teledyskami. Azyl P. niósł w ponurych czasach radosne rock and rollowe granie i proste teksty. Jak jest po 35 latach od startu? Przyjrzyjmy się materiałowi „Azyl P. i Przyjaciele”.
Bez wątpienia „Azyl P. i Przyjaciele” jest pętlą czasu. Konferansjerkę koncertu prowadzi Marek Wirnik, który zasiadał w jury konkursu o iście rockowej nazwie: Ogólnopolski Turniej Młodych Talentów – przeglądu, od którego wygrania zaczyna się wielka kariera chłopaków z Szydłowca. Jubileuszowy koncert odbył się w radiowej Trójce, na której słynnej liście przebojów kawałki Azyl P. gościły nie raz. W gronie przyjaciół znalazły się tak ważne postaci tamtego okresu polskiego rocka, jak Krzysztof „Jary” Jaryczewski (Oddział Zamknięty) i Marek Piekarczyk (TSA).
W płycie czuć te wszystkie koleje życia, które jest już na tyle długie, by było naznaczone radościami i smutkami. Nie żyje lider zespołu – Andrzej Siewierski, który, jak to określił Wiernik: „rozstał się z życiem” w grudniu 2007 roku. Marcin Grochowalski wrócił do grania na perkusji po bardzo poważnej kontuzji – podczas jednego z koncertów odkleiła mu się rogówka. Jest w tej płycie coś niesłychanie ważnego i życiowego. Kiedy ma się już te parę lat na karku i za sobą dzieje naznaczone tak sukcesami, jak i tragediami, ważne, żeby móc wciąż robić swoje, budować nowe składy z młodszymi od siebie ludźmi, dla których skrót Azyl P. już nie jest do rozszyfrowania i mieć wokół siebie przyjaciół.
O wszystkie te kwestie zapytałem Marcina Grochowalskiego – perkusistę Azyl P. zarówno z pierwszego składu, jak i z obecnej reaktywacji.
– 35 Lat temu każdy bezbłędnie rozszyfrowywał nazwę Azyl. P. Jak to jest dziś? Objaśniacie, skąd się wzięła młodszym słuchaczom?
– Tak, często pada takie pytanie, głównie podczas wywiadów. Młodym słuchaczom ciężko wytłumaczyć co to takiego azyl polityczny. Na szczęście, póki co dla obecnego pokolenia dwudziesto czy trzydziestolatków to abstrakcyjne pojęcie. W latach osiemdziesiątych XX wieku po wschodniej części muru berlińskiego wyjazd za granicę to było marzenie. Tak zwany „zachód” był jakimś nieosiągalnym mirażem. Dzisiejszej młodzieży ciężko sobie wyobrazić czasy, kiedy uzyskanie paszportu było czymś prawie niemożliwym. To był naprawdę ponury okres, bez żadnej perspektywy. Można powiedzieć, że byliśmy pokoleniem bez przyszłości. Pamiętajmy, że kiedy zaczynaliśmy, trwał jeszcze stan wojenny. Dzisiaj tłumaczenie młodym ludziom terminu azyl polityczny to mniej więcej to samo jak próba poinformowania ich, że od dzisiaj nie mogą wsiąść do samochodu, pociągu czy samolotu i po prostu jechać tam dokąd chcą.
– Na płycie „Azyl P. i Przyjaciele” brzmicie bardziej heavy niż na nagraniach z lat osiemdziesiątych. To zmieniło się Wasze podejście do muzyki, czy po prostu zawsze chcieliście tak brzmieć, tylko w czasach PRL było to nieosiągalne?
– Podejście do muzyki właściwie przez te wszystkie lata nie zmieniło się, Azyl P. to nadal melodyka piosenek i energia podczas koncertów. Zawsze chcieliśmy brzmieć tak jak dzisiaj, tamto brzmienie to wynik raczej słabych instrumentów i całego zaplecza technicznego. Dzisiaj na szczęście możemy sobie pozwolić na „trochę” lepszy sprzęt, poza tym możliwości realizacyjne nagrań są zupełnie inne, choć na tej najnowszej płycie ich użycie ograniczyliśmy do minimum.
– Nie trzeba pytać, skąd się wzięli w gronie przyjaciół Azyl P. „Jary” Jaryczewski, czy Marek Piekarczyk, w końcu zaczynaliście swoje wielkie kariery mniej więcej w tym samym czasie. A skąd się wzięli przedstawiciele młodego pokolenia artystów?
– To wszystko zaczęło się od koncertu w naszym rodzinnym Szydłowcu. Darek Grudzień chcąc upamiętnić naszego nieżyjącego wokalistę Andrzeja Siewierskiego, wymyślił festiwal jego pamięci. To był rok 2015 i właśnie wtedy Azyl P. po 30 latach po raz pierwszy stanął na scenie. Razem z nami zgodzili się gościnnie zaśpiewać wokaliści, których znaliśmy ze starych czasów: Krzysztof Jaryczewski z Oddziału Zamkniętego, Marek Piekarczyk z TSA, Muniek Staszczyk z T Love. Dodatkowo wspierał nas wtedy Marcin Czyżewski. Festiwal okazał się dużym sukcesem.
Idąc za ciosem rok później, również w wakacje zorganizowaliśmy kolejny festiwal, ale pomyśleliśmy o pokazaniu młodszego pokolenia wokalistów. W 2016 roku na szydłowieckim zamku z Azylem P. wystąpili: Ania Rusowicz, Ania Brachaczek, Juan Carlos Cano i Maciek Silski, który postanowił zostać z nami na dłużej. Ten koncert również okazał się wielkim sukcesem. Niestety w tym roku festiwal się nie odbył. Czy w przyszłym roku się odbędzie? Tak naprawdę wiele zależy od władz Szydłowca, mamy nadzieję, że tradycja corocznego spotkania poświęconego Andrzejowi będzie kontynuowana.
– Kiedy najbliższe koncerty? Planujecie wpaść do Kielc?
Tak naprawdę, zbieramy siły. Cały czas gramy próby z Maćkiem Silskim, przygotowując nowy materiał na płytę studyjną. Do koncertów przymierzamy się wiosną przyszłego roku. Chcemy się do nich dobrze przygotować. Kielce? Dawno temu graliśmy w hali przy Żytniej. Pamiętam, że było bardzo fajnie. Tak w ogóle Kielce to super miasto, przez kilka lat mieszkałem w Kielcach i bardzo mile wspominam tamten czas. Jeśli tylko dostaniemy zaproszenie, to na pewno przyjedziemy i zagramy świetny koncert.
Na płycie „Azyl P. i Przyjaciele” znajdziecie 14 kompozycji poprzedzonych zapowiedzią i przeplatanych konferansjerką Marka Wiernika. W tym oczywiście wszystkie największe przeboje Azylu P.
Zespół zagrał w składzie:
Dariusz Grudzień – gitara basowa
Bartek Jończyk – gitara
Marcin Grochowalski – perkusja
Piotr Zając – gitara (gościnnie)
Na płycie zaśpiewali: Marek Piekarczyk, Krzysztof „Jary” Jaryczewski, Titus z Acid Drinkers, Ania Brachaczek, Maciej Silski i Juan Carlos Cano.