Tym razem nie będzie to artykuł o zespołach w Wielkiej Brytanii, a o koncertach i miejscach koncertowych w Kielcach.
Patrząc z perspektywy kilku lat, mieszkając w Bristolu, widzę kolosalną różnicę przede wszystkim w miejscach typowo koncertowych. Praktycznie na każdym rogu jest jakaś knajpa w której są koncerty.
Jest też kilka naprawdę dobrych miejsc typowych pod takie imprezy. Mniejsze lub większe sale. Zaraz pewnie ktoś napisze, że taki Bristol jest większy od Kielc. Tak, jeśli chodzi o ludność to tak ze dwa razy, ale za to dwa razy mniejszy pod względem ludności niż Kraków.
Więc spokojnie można porównać.
Ale do rzeczy. Mamy tak naprawdę dwa miejsca, gdzie „wejdzie” trochę osób na koncert. To Bohomass Lab, Grand Music Club. W Starmanie, czy Chicago się też coś dzieje, ale raczej z tego co kojarzę tam w grę wchodzą mniejsze koncerty. Co oczywiście też jest ok.
Natomiast dla mnie największym rozczarowaniem pod tym względem jest Baza Zbożowa. Miejsce rewelacyjne na koncerty średnio-duże. A wystarczyłoby postawić scenę z nagłośnieniem na stałe na hali i zacząć organizować koncerty (może postarać się o jakieś dofinansowanie z UE?). Zacząć sprowadzać do CK bardziej znane zespoły z zagranicy. Bilet na taki zespół nie będzie bardzo wygórowany (dla porównania bilet na Ugly Kid Joe kosztował około 20 funtów, gdzie na koncercie było około 400 osób – to polscy wykonawcy się bardzo cenią bo za niektóre bilety trzeba było zapłacić około 30/40 funtów (T.Love czy Chylińska). Skoro takie zespoły mogą zgrać w Wawie lub w Krakowie to w CK też zagrają. No hellllooołłłł…. Miasto studenckie!!!
Kiedyś powiedziałem do mojego kolegi, że mamy świetnie miejsce w Kielcach, gdzie zespoły maja próby, ktoś robi małe koncerty transmitowanie w sieci i oczywiście inne rzeczy związane z szeroko pojętą sztuką. Ale mają jeden podstawowy problem. Typowe koncerty. W miejscu, gdzie powinny być fajne, dobre imprezy ich nie ma… Dodatkowo, jak już coś się tam odbywa, to jest prohibicja… On do mnie, że ku…a co??? Na koncercie nie sprzedają piwa??? No to się nie dziwię, że jak coś już zorganizują to frekwencja jest tragiczna. Na plus zasługuje Rysiek Turek, który próbuje od zawsze, kiedy pamiętam, cosik tam robić (brawo).
Innym miejscem gdzie kiedyś w latach dziewięćdziesiątych odbywały się koncerty to była „hala na Żytniej”. Pamiętam zawsze tam były tłumy. Zawsze. Illusion, Kazik czy Orkiestry Świątecznej Pomocy. Teraz nic. MOSIR chyba dał sobie spokój i woli mieć kasę z reklam na stadionie, który wygląda jak bazary na Seminaryjskiej, bo tyle tam tego jest. Totalnie nie rozumiem sytuacji.
Reasumując, w Kielcach mamy duży potencjał muzyczno-koncertowy tylko chyba niewiele osób, instytucji lub agencji koncertowych ma świadomość jak organizować dobre koncerty, aby przyciągnąć ludzi. Muzyka rockowo-metalowa, co mnie dziwi, zeszła gdzieś organizacyjnie do podziemia. Mamy kolosalną przepaść organizacyjną jeśli chodzi chociażby o taką Anglię.
Ile osób wie, że takie zespoły jak Vader, Decapitated, Behemoth czy Riverside są bardziej popularne na świecie niż w PL? Graja na dużych festiwalach, o których nasi „topowi wykonawcy” mogą tylko pomarzyć? A dwa – mamy naprawdę świetnych muzyków, którzy jak sądzę, chcieliby grać na naprawdę fajnych koncertach, które powinny być organizowane również w Kielcach.
Pierwszy krok został wykonany, to Masscode Festival. A może ktoś wpadnie na pomysł, aby reaktywować Rock Festiwal, gdzie Hey czy Ankh zaczynali swoje kariery?