Zielony koncert Kultu

Tymczasem mija kolejny dzień od ostatniego koncertu „Kultowej” grupy, a ja siedzę przed pustą kartką i zastanawiam się, co napisać. Że było fenomenalnie? Banał. Że jest dopiero końcówka kwietnia, a za nami impreza, której żadne inne muzyczne wydarzenie w tym roku w Kielcach już nie przebije? To brzmi ciut lepiej, ale zacznijmy może tradycyjnie od początku.

„Kultowa” formacja pojawiła się na scenie Kieleckiego Centrum Kultury tuż po godzinie 19. Od samego początku naprawdę duże wrażenie robiła oprawa wizualna koncertu. Znany z zarejestrowanego na potrzeby oficjalnego DVD występu w warszawskim Och-Teatrze wystrój sceny (stare lampy z abażurami, dywany czy… konik na biegunach) oraz dynamicznie zmieniające się podczas poszczególnych utworów światła stworzyły w piątkowy wieczór naprawdę magiczny klimat.

Gdy tylko muzycy Kultu pojawili się na estradzie oklaski rozległy się nawet z najdalszej części sali. I rozlegały się w sumie przez cały czas trwania koncertu (a to spory wyczyn, bo warszawska grupa bawiła się razem z fanami blisko 3 godziny). Mało tego! Od momentu, gdy wybrzmiały pierwsze dźwięki kawałka Polska praktycznie cała kielecka publiczność stwierdziła, że fotele są jej zupełnie zbędne i aż do kończących piątkowy występ Sowietów spędziła czas na stojąco. W tym miejscu należy dodać, że znalazło się parę osób, u których wygrało lenistwo, lecz trzeba im oddać honor, że dzielnie wyklaskiwali rytm i bili brawo na siedząco.

kult1

A jak już wymieniamy tytuły utworów to powiedzmy sobie parę słów o setliście. Szczególnie, że ta prezentowała się naprawdę imponująco. W akustycznych wersjach usłyszeliśmy m. in. takie „Kultowe” kawałki jak Czarne słońca, Ręce do góry, Prosto (w zupełnie innej aranżacji autorstwa Piotra Morawca lub jak to powiedział Kazik, „Jednookiego Joe”), Arahja, Baranek, Celina, Wódka, Gdy nie ma dzieci, Brooklyńska Rada Żydów, Komu bije dzwon czy Lewe lewe loff.

Nie zabrakło również coverów. Wśród nich obok doskonale znanych już „Kultowych” wersji The Passenger i Zegarmistrza światła warto wymienić szczególnie dwa numery z repertuaru formacji Zacier. Mowa tu o Róbrege oraz Leku niewłaściwie stosowanym. W obu kawałkach wystąpili z gościnnym udziałem Dr Yry oraz sam Mirosław „Zacier” Jędras. Absurdalny humor dwóch wspomnianych przed chwilą panów podparty perfekcyjną grą muzyków Kultu dał naprawdę niesamowity efekt.

Zobacz galerię zdjęć z koncertu

Zresztą duet Yry/Zacier pojawiali się jeszcze na scenie kilkukrotnie. A to rzucali w publiczność balony, a to robili sobie z muzykami wspólne „selfie”, a na wielki finał Dr Yry wwiózł na scenę Zaciera w skrzyni na sprzęt. To ostatnie rozbawiło nie tylko kielecką publikę, ale i samego Kazika, który nie wytrzymał i musiał na chwilę przerwać śpiewanie, by dać upust swojej wesołości.

Obok tych mniej poważnych epizodów zaproszeni gości wykonali też bardziej poważne utwory. I tak Doktor pojawił się gościnnie, jako wokalista w kawałkach Kwaska, Małe piwko oraz Ja i pan, Zacier wcielił się w rolę Kazika podczas Wódki, a trzeci z gości – Janusz zaśpiewał Babilon i Głowa do góry, a w numerze Tan dał popis swoich beatboxowych umiejętności.

No dobrze, ale jak wypadli sami muzycy Kultu? No cóż… Powiem krótko i na temat: perfekcyjnie. Najbardziej rzucającą się w oczy postacią warszawskiej kapeli był oczywiście Kazik. Staszewski był tego wieczoru w doskonałym humorze. Często żartował, opowiadał rozmaite historie, a także zapowiadał poszczególne utwory. Kielecka publiczność dowiedziała się m. in. dlaczego Janusz Grudziński jest „tylko muzykiem sesyjnym”, jak „zupełnie przypadkiem” powstał utwór Polska oraz poznała genezę kawałka Post.

kult

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o nagłośnieniu, bo dosłownie urywało ono głowę przy samej d… szyi. Mówiąc szczerze nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na równie dobrze nagłośnionym koncercie. O tym jak świetne było udźwiękowienie i forma zespołu niech świadczy fakt, że momentami można było odnieść wrażenie, że muzycy nie grają na żywo tylko dźwięk płynie z taśmy.

Podsumowując: Kult w Kielcach po raz trzeci z rzędu udowodnił, że jest aktualnie najlepszym polskim zespołem grającym muzykę spod znaku szeroko pojętego rocka. Kielecka publiczność natomiast udowodniła, że „Kultową” grupę kocha i potrafi bawić się przy jej utworach jak nikt inny. Trzymam Kazika za słowo, że „zobaczymy się już za rok”. Chociaż nie! Liczę na to, że stolica naszego regionu ugości warszawską formację jeszcze tej jesieni podczas kolejnej odsłony słynnej Pomarańczowej Trasy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *