Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Pierwsza niespodzianka po wejściu do Woora – jest support! Phoenix Croon ze stolicy. Całkiem niezły, chociaż ich występ jakoś nie wywrócił mojego świata do góry nogami. Więcej szatana! – co rusz można było usłyszeć od publiczności. Ludzie mieli rację. Trochę mi tam brakowało starego, dobrego, rogatego Belzka. I choć występ warszawiaków nie był zły, to tak naprawdę muzycy rozkręcili się dopiero podczas ostatniego kawałka. Całkiem nieźle, ale mogło być jeszcze lepiej.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z TEGO KONCERTU
Potem przyszedł czas na performance gwiazdy wieczoru. Słowo „performence” nie było tu użyte przypadkowo. Ciekawe stroje, makijaż, teatralne gesty, klimaty typowo gotyckie. Tak jak podejrzewałam, Anja zadbała o wszystkie detale tego występu.
Co prawda, nie mam w szafie gorsetu i gotką już chyba nie zostanę, jednak występ tej kapeli przypadł mi do gustu. No, ale prawie 30 lat na scenie robi swoje.
Największy plus piątkowego wieczoru? Jak dla mnie, najlepszy był stary/nowy* (skreśl niepoprawne) gitarzysta, Mariusz Kumala. Facet dosłownie wymiatał i to on skradł całe show. Anju, przepraszam…
Największa porażka piątkowego koncertu? Oczywiście, frekwencja. Pięćdziesiąt sprzedanych biletów na taki zespół, to jest NIC. No, ale i tak większość z was powie, że RoCKonline znowu się przypierdala do biednych ludzi… I że czepiamy się niesłusznie.
Swoją drogą szkoda, że tak mało ludzi zdecydowało się przyjść na Closterów… Ten występ dla mnie trochę dowód na to, że nawet tak jasna gwiazda jak Closterkeller kiedyś gaśnie i nie przyciąga już takich tłumów jak kiedyś.
Podsumowując, cały wieczór był całkiem w porządku, ale gdy idę na koncert takiej petardy jak Closterkeller, oczekuję czegoś więcej. Przeciętność to chyba ostatnie do czego dąży taki zespół…
Ocena: 5/10