Na wstępie mogliśmy usłyszeć kilka starszych utworów. Co ciekawe, Bez Imienia został zagrany w nieco innej aranżacji, mniej rockowej. Później przyszła pora na kilka „świeższych” numerów, takich jak Kaktus i Bella Ragazza, które zdecydowanie różniły się od tych dawnych. Przede wszystkim dostaliśmy dłuższe kompozycje, a co za tym idzie bardziej instrumentalne i eksperymentalne brzmienia. Pewnymi momentami dało się usłyszeć motywy w tonacji durowej, do złudzenia przypominające ballady zespołu Pearl Jam. Jak dla mnie – duży plus.
Od samego początku było jasne, że mamy do czynienia z grupą profesjonalistów. Kogo chętnie bym wyróżnił? Prawdopodobnie każdego. Powiem jednak, że szczególnie wielkie wrażenie zrobił na mnie skrzypek zespołu. Dźwięki jego instrumentu, jak i sam wygląd idealnie przykuwały uwagę i nie pozwalały odbiorcom się nudzić. Szybko zostałem jego fanem.
Co więcej, warto również wspomnieć o basiście, który jak nikt czuł obecny „groove” i którego naprawdę dobre linie basowe dostarczały muzykom świetnego podłoża rytmicznego.
Czego mi zabrakło? Przyznaję, że nowym utworom w moim odczuciu czasami brakowało spójności. Muszę też dodać, że jako długoletni słuchacz grupy Ankh, lubujący się w starych płytach mimo świadomości, iż każdy zespół powinien się zmieniać i rozwijać, zatęskniłem za częstszym wokalem pana Krzemińskiego. Choć może nie ma co się martwić? Po jednej z piosenek muzyk sam żartobliwie przyznał przed publiką, że zwyczajnie zapomniał zaśpiewać.
Słowem podsumowania – sądzę, że członkowie grupy Ankh tego wieczoru niezwykle umilili czas obecnym gościom. Jeżeli o mnie chodzi, jestem pełen podziwu dla warsztatu instrumentalnego jaki został zaprezentowany w Pałacyku. Liczę także, że grupa pomimo zauważalnego rozwoju w kierunku brzmień lżejszych, będzie w stanie grać w taki sposób, aby zadowolić miłośnika nie tylko jazzu, lecz także dobrego starego rocka.
Ocena: 7/10