Pierwszy z nich powstał całkiem niedawno. Mimo niespełna dziesięciomiesięcznego okresu istnienia, zespół jak w piątek można było zauważyć, szybko się rozwija. Przez godzinę występu grupa zafundowała nam ciekawą podróż, pełną odprężających dźwięków, ale również dało się usłyszeć czysto rockowe solówki na przesterowanych gitarach. Muzycy zagrali m.in. takie utwory jak – udostępniona już w sieci Apokalipsa, Al-Kaida i Grzechy.
O czym należy wspomnieć? Z pewnością wrażenie zrobiła na mnie gra perkusisty, która technicznie stała na wysokim poziomie. Co więcej, widać było, że chłopaki świetnie bawią się na scenie. Mimo, iż chcą by ich muzyka stała daleko od rockowych schematów, sami na żywo zachowują się jak rockmani. I bardzo dobrze. Ich pewność siebie oraz wyraźne zamiłowanie do swojego fachu tylko zachęcały do dalszego oglądania show. Jeżeli chodzi o coś nad czym bym popracował, to bliższy kontakt wokalisty z publiką. Tego trochę zabrakło, jednak myślę że następnym razem w tej kwestii będzie zdecydowanie lepiej. Ogółem mówiąc, Insomnii daję kciuk w górę.
Niespełna dziesięć minut po zakończeniu pierwszego koncertu na scenie pojawiła się grupa Gurza Siltrip. Co ciekawe, obu formacjom towarzyszył ten sam basista. Nie obyło się bez zaskoczeń. Nieobecnego gitarzystę zastąpił znany głównie z folk-rockowej grupy Ankh, Piotr Krzemiński. Z przyczyn losowych występ miał się prawdopodobnie wcale nie odbyć, lecz jak powiedziano na wstępie, formacja nie chciała zawieść publiki. Na samym początku muzycy zagrali w swojej własnej aranżacji utwór Wiara autorstwa wspomnianego wcześniej zespołu Ankh. Wykonanie było nieco wolniejsze od oryginału, jednak przypadło mi do gustu. Później dominowały instrumentalne kompozycje, gdzie od czasu do czasu pojawiały się nieczyste (kto wie, może celowo) wstawki wokalne. Szczerze mówiąc byłem negatywnie zaskoczony coraz to „dziwniejszymi” pomysłami grupy oraz narastającą w moim odczuciu nudą w setliście. W pewnych momentach zastanawiałem się, czy fałszywe dźwięki na basie były zamierzone, czy nie. Niemniej jednak wielu odbiorców wśród publiki bawiło się naprawdę dobrze, a kilku nawet wydawało „dzikie odgłosy”, które umacniały obecny klimat.
Słowem podsumowania – w Wielki Piątek wielu kielczan miało okazję na chwilę oderwać się od świata rzeczywistego. Dźwięki, które nas otaczały, dawały z pewnością różne emocje i budziły niecodzienny nastrój. Tego typu koncertów nie poleciłbym fanom stricte ciężkich dźwięków, a raczej ludziom, którzy szukają w muzyce abstrakcji.